Mam na imię Chaos

Dzisiaj chaos jest rozumiany raczej negatywnie. Kojarzy się z niepokojem, bałaganem, brudem, wojną. Nie pasuje to do obrazu kobiety w mojej świadomości. W moich oczach kobiety od wieków porządkują chaos, szczególnie ten dnia powszedniego. Dbają o rzeczy fundamentalne. Nie mnie to jednak oceniać, gdyż i ja jestem chaosem. Wolę zatem tę interpretację, w której jestem kosmosem. Formuję materię jeszcze nieokreśloną, przemierzam świat w swojej „bezkształtności” utwardzam się dzień po dniu, wydobywa się ze mnie życie.

Daria Pietryka

W swojej wystawie pt. Mam na imię Chaos Daria Pietryka zaprasza nas do odbycia wspólnej podróży, która mówiąc o tematach ważnych, jest na swój sposób podszyta mrokiem i niepewnością. Za pomocą prezentowanej przez siebie sztuki, artystka wprowadza nas w realia świata współczesnego, punktując krok po kroku trapiące go problemy. Choć, może bardziej jest to przepuszczona przez pryzmat własnych doświadczeń refleksja, która stopniowo serwowana jest nam w wybitnie słodko-gorzki sposób.

Niemalże w każdej pracy Pietryka przemyca nam odrobinę swojego, prywatnego świata. Nie jest to naturalnie wiwisekcja, ale pogłębiona i przefiltrowana myśl na tematy, które są dla niej ważne i które w zasadzie dotyczą każdego z nas. W przypadku prezentowanych na wystawie dzieł, właściwie za każdym razem znaleźć możemy odnośnik do życia prywatnego artystki – czytanej właśnie publikacji, słuchanej muzyki czy reportażu. Ale też – co istotne – do sytuacji politycznej, społecznej, światopoglądowej i gospodarczej. Rzeczywistość miesza się tu z fikcją. Bajka z koszmarem. Szczęście z niepewnością. I niewątpliwie jest to uczta dla oka. Za pomocą stworzonego przez siebie języka wizualnego, artystka opowiada nam o uniwersalnych prawdach, które w ostatnim czasie dotkliwie dały nam o sobie znać. Mówimy tu o kryzysie klimatycznym, światowych konfliktach zbrojnych, łamaniu praw kobiet czy o migracjach i społecznym postrzeganiu Innego. Jest to więc rozbudowana opowieść o człowieku i człowieczeństwie, jednostce i wspólnotowości, samotności i poświęceniu, jak również – i chyba najbardziej – o świecie składającym się z napędzających go przeciwstawnych sił – tych kreacyjnych i tych niszczycielskich, które utrzymują równowagę naszego, jakże kruchego uniwersum.

Wystawa podzielona została na kilka części, z których każda odzwierciedla konkretny etap twórczości wrocławskiej malarki bądź fascynację danym tematem. Składa się więc z kilku, powstałych w ciągu ostatnich pięciu lat serii malarskich, które po raz pierwszy zebrane zostały w jednym miejscu i mogą wybrzmieć wspólnie. Można wyszczególnić tu zatem trzy zasadniczo wyróżniające się motywy – kobieta i macierzyństwo, natura i cykliczność oraz lęki i obawy, które w zaproponowanym przez artystkę układzie zbiegają się w różnych, czasem mniej oczywistych punktach. Oczywiście zarówno o wystawie, jak i o twórczości wrocławskiej malarki można pisać godzinami. Jednak dobrze jest także samemu, na własną rękę, podjąć próbę odkodowania ukrytych w pracach tych sensów. Zawarte w nich prawdy są bowiem szalenie uniwersalne i wszystkie one dotykają każdego z nas na co dzień, dzięki czemu w każdym z obrazów możemy odnaleźć cząstkę siebie.

Close